Ten artykuł pochodzi z archiwalnego Android Magazine 11/2012
To najbardziej irytujące urządzenie jakie miałem w życiu. Nie dlatego, że samo w sobie jest irytujące. Chodzi mi o jego przeznaczenie. Największy problem mam właśnie ze zdecydowaniem do czego i w jakiej sytuacji go wykorzystać. Z jednej strony bardzo dobre wykonanie wraz ze świetnym ekranem. Z drugiej nietypowy rozmiar ekranu. To właśnie największy kompromis tego tabletu – jego rozmiar. Z jednej strony wystarczająco mały, żeby ze sobą zabrać, a z drugiej za mały, żeby wygodnie na nim pracować. Nexus 7 jest irytujący w zasadzie z jednego powodu: ponieważ bardzo go lubię i przypadł mi do gustu. Wywołuje u mnie emocje. To dobry znak i jednocześnie najlepsza cecha tego produktu.
Opakowanie
Wiele osób nie zwraca uwagi na opakowanie, ale uważam, że to bardzo istotny element satysfakcji lub jej braku dla kupującego. Opakowanie oraz proces jego otwierania to nasza pierwsza styczność z produktem i ewentualnie firmą go produkującą – tym samym podświadomie zaczynamy już pewne rzeczy oceniać. Google pod tym względem nie zawiódł mnie – pudełko jest atrakcyjne, a całość jest dostarczona w Apple’owym stylu. Nie miałem też naturalnie żadnych problemów z dostaniem się do jego zawartości – sceny urządzane na YouTube przez pierwszych właścicieli mogą świadczyć o tym, że pierwsza partia była niedopracowana lub te osoby po prostu nie miały styczności z jakimkolwiek pudełkiem w życiu. Są też inne alternatywy – sami najlepiej wiecie jakie.
Jakość wykonania
Lubię ładne rzeczy. Lubię jak są dobrze wykonane, z dbałością o szczegóły i jakość użytych materiałów. To właśnie jedna z najlepszych cech Nexusa 7. Przód to już tradycyjnie ekran z czarną ramką, chociaż w odróżnieniu od iPada, całość ma inne proporcje. Jako że urządzenie samo w sobie jest znacznie lżejsze, nie są potrzebne tak szerokie „marginesy” pod kciukami, aby go wygodnie trzymać. W pierwszej chwili wygląda to nietypowo, ale dosyć szybko się przyzwyczaiłem do braku symetrii.
Plecy wykonano z gumowatego materiału przypominającego skórę. Tanią skórę, ale w żadnym wypadku nie ocierającą się o tandetę. Leży bardzo przyjemnie pod palcami i zapewnia im odpowiednie tarcie, dzięki czemu całość pewniej leży w ręce. Użyty materiał ma jeszcze jeden plus – nie zastanawiam się na czym go kładę. Aluminium może się brzydko porysować, Nexusowi to nie grozi w takim stopniu.
Chyba najgorszym elementem całości jest ciemno-szara ramka wokół ekranu. Najgorszym, ale nie oznaczającym jednocześnie, że złym. W pierwszym momencie miałem spore problemy ze zdecydowaniem się czy to metal czy jednak plastik. Jak już udało mi się ustalić, że to jednak rzeczywiście bardzo dobrej jakości tworzywo sztuczne, a nie podłej jakości metal, to ciągle uważałem, żeby go przypadkiem nie zarysować – Naczelny prawdopodobnie zabiłby mnie, a Wy nie mielibyście okazji przeczytać tej recenzji. Wracając jednak do tematu – ramka była dla mnie „najgorsza” właśnie z obawy przed zarysowaniem. To w końcu element cały czas widoczny, a znam wiele osób, których jakakolwiek skaza doprowadza do szału.
Niestety, ale jest jeden element, który wywarł na mnie negatywne wrażenie – port microUSB służący do ładowania Nexusa. Patrząc do środku, widać szparę pomiędzy obudową, a samym portem, który sam w sobie wygląda jak element za 10 centów. Na szczęście nie jest to rzecz, na którą często spoglądamy i nie wpłynął na moją ocenę całości.
Jak widzicie czepiam się drobiazgów, ponieważ nie ma za bardzo do czego mieć zastrzeżeń. Nexus 7 co prawda nie dorównuje jakością iPadowi, ale też nie musi. To urządzenie, które kosztuje w USA $199 w testowanej przeze mnie wersji 8 GB. Jeśli pod uwagę weźmiemy tą cechę, to jakość wykonania znacznie przewyższa jakikolwiek inny telefon czy tablet, które miałem w rękach – poza iPhonem 4/4S/5 oraz iPadami. Nic nie trzeszczy, nie się nie wygina – w tej kategorii jest naprawdę wzorowo.
W użyciu
Nexus został stworzony do używania w ustawieniu pionowym. Interfejs Androida 4.1, w której jest wyposażony zresztą to potwierdza – jest to UI znane z mniejszych telefonów, a nie tabletów, którego ekran główny nie obraca się do poziomu. Takie ustawienie to akurat dla mnie spory plus – nie cierpię trzymania tabletów w ustawieniu poziomym. Jeśli do tego dodamy fakt, że całość waży zaledwie 340 gram, to mamy ultralekkiego zawodnika, który nie powoduje zmęczenia rąk. Co więcej – przy „telefonicznym” interfejsie, wiele czynności można wykonywać jedną ręką jeśli zadbamy o odpowiednie ustawienie ikon na ekranie głównym.
Ekran
Nexusa wyposażono w ekran IPS o rozdzielczości 1280×800 pikseli. Przy 7″ daje to gęstość na poziomie 216 PPI (pikseli na cal). Wartość ta nie dorównuje co prawda iPadowi (264 PPI), ale jest już na tyle dobra, że nie mam absolutnie niczego do zarzucenia mu, tym bardziej jeśli (ponownie) weźmiemy pod uwagę cenę. Pokrycie oleofobiczne ekranu wydaje się sprawiać ciut gorsze wrażenie niż chociażby na Galaxy Nexusie czy iPadach, ale różnica jest na tyle subtelna, że przeciętny użytkownik prawdopodobnie jej w ogóle nie zauważy. Gamut również nie jest tak dobry jak najlepsze LCD na rynku, ale (będę to powtarzał do znudzenia) za tą cenę to znacznie więcej niż się spodziewałem. Oby inni wzięli przykład z duetu Google-Asus i stosowali przynajmniej takiej klasy ekrany.
Niestety sam ekran ma jedną ogromną wadę, która wynika z oprogramowania lub części odpowiedzialnej za rozpoznawanie dotyku – scrollowanie na nim jest tragiczne. Czasami delikatny ruch palcem przesunie stronę o pełny ekran, a czasami o centymetr. Tym samym korzystanie z przeglądarki jest bardzo uciążliwe, jeśli trzeba przewijać ekran więcej niż parę linijek. Te wrażenia są oczywiście identyczne w całym systemie, niezależnie czy poruszamy się po kontaktach, kalendarzu czy gdziekolwiek indziej. Szukając rozwiązania tego problemu dowiedziałem się, że ten problem dotyczy w zasadzie wszystkich sztuk i bardzo dużo osób na niego narzeka, więc nie wygląda na to błąd produkcyjny. Nie widziałem niestety oficjalnej odpowiedzi Google w tej sprawie, więc decydując się na zakup trzeba brać pod uwagę, że „ten typ tak ma”. To była zdecydowanie najbardziej irytująca funkcja całego tabletu, chociaż samemu Androidowi nadal daleko do perfekcji, szczególnie w naszym kraju.
Kolejną irytującym elementem związanym z ekranem był czujnik natężenia światła. Działa on o niebo lepiej niż te we wszystkich dotychczasowych telefonach z Androidem jakie miałem okazję testować (One X, Galaxy Nexus, Nexus S, Galaxy S II i III, itd.), ale nadal brakuje mu tej precyzji dostosowywania się do otoczenia do jakiej przyzwyczaił mnie iOS, na którym zawsze mam włączony tryb automatyczny. W pełnym słońcu Nexus nigdy nie włączał maksymalnego podświetlenia w trybie auto – ręcznie można było jeszcze sporo więcej z niego wyciągnąć, a było to konieczne, aby ekran był czytelny. W innych warunkach nie miałem do niego większych zastrzeżeń i bardzo liczę na to, że Google w końcu i raz na zawsze rozwiąże ten problem.
Bateria
Pierwszą rzeczą po otrzymaniu Nexusa było naładowanie go do pełna. Akurat był to wieczór, więc przeleżał sobie do rana, podłączony do tego niezbyt pięknego złącza microUSB. Przez kolejne dni moje osłupienie rosło.
To właśnie kilka pierwszych dni było najbardziej wymagające dla Nexusa 7 – instalowałem wiele rzeczy, większość kasowałem i szukałem pewnych rozwiązań dla własnego workflow. W przerwach oglądałem też sporo YouTube’a, a jak wiemy wideo najbardziej obciąża wbudowany akumulator. Ale to nie wszystko – Google Now regularnie pokazywał mi jakieś karty, powiadomienia z Twittera mnożyły się jak grzyby po deszczu, a nowy widget od Evernote’a non-stop się synchronizował, bo co chwilę dopisywałem kolejne uwagi. Jakby tego było mało, robiłem też sporo screenshotów, które automatycznie uploadowały się na mojego Dropboxa. Nie oszczędzałem go w każdym razie, ujmując to delikatnie, a na wieczór zobaczyłem coś, co mnie lekko zaskoczyło. Ponad 10 godzin pracy na nim nie licząc czasu czuwania, a bateria została rozładowana dopiero w połowie. Powtórzę to – bateria po bardzo intensywnym wykorzystywaniu Nexusa 7 spadła jedynie o połowę. Ten wynik powtarzał się regularnie przez kolejne dni, włączając w to przynajmniej godzinę YouTube’a dziennie – „dobijałem” do około 19 godzin pracy nie licząc czasu czuwania. To absolutnie niesamowity wynik! Nexus wydaje się być wobec tego idealną propozycją dla osób często i daleko podróżujących, przebijając czas pracy iPada 2 o pięć godzin, a nowego iPada blisko dwukrotnie.
Android 4.1 Jelly Bean
Hardware zaliczył u mnie ogromnego plusa. Spodziewałem się takiego stanu rzeczy, przeglądając recenzje zanim dotarł egzemplarz testowy, ale nie spodziewałem się, że aż tak mi przypadnie do gustu. Software natomiast – to już zupełnie inna para kaloszy.
Muszę przyznać, że jestem zdecydowanym zwolennikiem czystego Androida, nie „zaśmieconego” nakładkami producentów. Powodów za tym jest dużo, ale głównym jest fakt, że uaktualnienia są znacznie częstsze oraz, że dane urządzenie jest wspierane przez znacznie dłuższy okres. Jelly Bean jest też najlepszym Androidem jaki miałem dotychczas przyjemność testować, ale jednocześnie na tablecie przedstawia nowe problemy, których się zupełnie nie spodziewałem.
Tablet w moim życiu spełnia rolę przenośnego komputera, prawie laptopa, którego używam co prawda częściej bez klawiatury, ale bardzo wiele moich recenzji powstaje właśnie na iPadzie z podłączoną bezprzewodową klawiaturą. Fakt, że przed oczami mam jedynie okno na tekst, bez żadnych elementów przeszkadzających mi w pisaniu, pozwala mi się skupić na nim – oczywiście jeśli wyłączę powiadomienia. Do tego planowałem też wykorzystać Nexusa, niestety z tylko połowicznymi sukcesami.
Kursor oraz kopiuj-i-wklej
Pisząc na Androidzie, najbardziej irytujący jest sposób w jaki rozwiązano przesuwanie kursora na inną pozycję niż na koniec tekstu. Zresztą nawet ta ostatnia funkcja jest rozwiązana znacznie gorzej niż pod iOSem. Nie jest to oczywiście idealne w systemie Apple, ale znacznie wygodniejsze. Pod Androidem trzeba najpierw pacnąć mniej więcej w miejsce, w które potrzebujemy wstawić kursor, a następnie złapać za niebieską strzałkę i odpowiednio ją skorygować – rzadko udaje mi się to zrobić idealnie za pierwszym razem. Przesunięcie jej na koniec zdania odbywa się w dokładnie ten sam sposób, podczas gdy pod iOSem wystarczy pacnąć gdziekolwiek w ekran poniżej lub na prawo od ostatniego słowa. Wcelowanie kursorem w środek tekstu też jest szybsze i nie wymaga odrywania palca od ekranu. Do tego dochodzi jeszcze dziwnie zaimplementowana funkcjonalność kopiuj-wklej – osobiście sprawia mi to dużo problemów i nie mogę się do niej przyzwyczaić. Chciałbym, aby Google popracowało nad tą funkcją i ją ulepszyło – możliwości jest sporo, a znacznie ułatwiłoby to pracę z tekstem.
Zewnętrzna klawiatura
Próbowałem również wykorzystywać Nexusa 7 tak jak to robię z iPadem, czyli z podłączoną zewnętrzną klawiaturą. Na czas testu miałem tylko dostęp do mojej prywatnej Apple Wireless Keyboard, ale nie powinno to mieć znaczącego wpływu poza tym, że niektóre funkcje są ukryte pod innym przyciskami. Niestety, okazało się, że czysty Android 4.1 nie wspiera dobrze znanego nam układu „Polski programisty”, gdzie polskie znaki wstawiamy za pomocą prawego ALTa. Udało mi się co prawda znaleźć aplikację w Google Play, która dodawała stosowną funkcjonalność, ale jako że była napisana pod Androida 1.5 i nie uaktualniana od lat, to nie działała prawidłowo. Koniec końców nie byłem w stanie korzystać ze wszystkich dostępnych polskich ogonków oraz aplikacja nie umożliwiała wstawienia dwóch polskich znaków, jeden po drugim, bez odrywania palca od ALTa. Niestety nikt w tym względzie też nie był mi w stanie pomóc – ani znajomi redaktorzy, których znajomość tajemnic Androida jest znacznie lepsza, ani własna wyszukiwarka Google.
Powyższe nie jest jednak specjalnie dużym problemem z jednego prostego powodu – 7″ ekran średnio nadaje się do pisania. W ustawieniu pionowym jest bardzo wąski, a czcionka mała. Przy poziomym ustawieniu z kolei znajduje się zdecydowanie zbyt blisko powierzchni biurka.
Nie jest to zatem urządzenie, które nadawałoby się do pisania w języku polskim, nawet jeśli udałoby się uruchomić pod Jelly Beanem polską klawiaturę w zadowalający mnie sposób.
SwiftKey
Jako, że domyślna klawiatura w czystym Androidzie nie przewiduje autokorekty w naszym ojczystym języku, zmuszony byłem do poszukania alternatywy. Po wielu testach zdecydowałem się na „SwiftKey 3 Tablet Free”, który różni się od pełnej wersji tym, że działa tylko przez miesiąc od zainstalowania. Poza osobami preferującymi pisać metodą ślizgu (Swype), muszę zdecydowanie polecić SwiftKey w każdej wersji – na tablet i telefon. Przede wszystkim w tej pierwszej wersji można ją dostosować do własnych przyzwyczajeń (w moim przypadku, aby jak najbardziej odpowiadała klawiaturze iOS), włączając w to wysokość klawiszy, co ma duże znaczenie na Nexusie ze względu na jego stosunkowo wąski i wysoki ekran. Drugim aspektem, który zdecydowanie przypadł mi go gustu, to automatyczne przełączanie się pomiędzy autokorektą polską, a angielską. Piszę w obu językach i brak konieczności dodatkowego stukania w klawisz jest bardzo wygodny na dłuższą metę. SwiftKey nie jest niestety idealne – czasami podpowiada nieprawidłowe słowa, ale uczy się naszego stylu szybko i działa zaskakująco sprawnie. Pisanie na niej to czysta przyjemność – mi wystarczyły trzy dni, aby się całkowicie przestawić. A co najważniejsza – prawie nic w niej mnie nie irytowało.
Ma jednak też słabą stronę, bardziej jednak wynikającą z wymiarów oraz proporcji ekranu Nexusa 7. Pisanie w trybie poziomym jest praktycznie niemożliwe. Nie można oprzeć tabletu o nogę i próbować pisać jak na tradycyjnej klawiaturze, ponieważ ekran jest za mały. Jednocześnie, pisanie samymi kciukami w tej orientacji jest bardzo niewygodne. Na szczęście tryb pionowy już nie stawia przed nami takich przeszkód, więc jeśli potraktujemy ten tablet bardziej rozrywkowo niż jako maszyna do pisania, to nikt nie powinien mieć większych problemów. A SwiftKey 3 to obowiązkowy zakup!
Muzyka, filmy i ekosystem
Zawsze brakowało mi u Google takiego ekosystemu jaki otrzymuje się w Apple. O ile nie jest to coś co będzie przeszkadzało tak bardzo osobom, którzy nie zainwestowali w muzykę oraz filmy w iTunes, to Ci drudzy będą czuli dyskomfort. Nie rozumiem też dlaczego nie ma skutecznej i wygodnej metody synchronizacji zawartości Nexusa 7 z iTunes – gdyby takowa istniała i działała prawidłowo w każdej sytuacji, nie miałbym już żadnych zastrzeżeń. Po prostu wygoda kupowania muzyki i wypożyczania filmów jednym kliknięciem powoduje, że iTunes sprawdza się idealnie jako baza danych naszych multimediów, w których nie interesuje mnie gdzie są moje pliki ani jakie mają nazwy (istotne są tylko tagi ID3) oraz narzędzia synchronizującego.
Alternatywą byłoby oczywiście sprawne wejście Google na polski rynek z pełną ofertą w postaci zarówno muzyki jak i materiałów wideo. Jeśli do tego dodać natywny, bezprzewodowy i zautomatyzowany sposób synchronizacji multimediów to byłoby już o krok od perfekcji w tym względzie. Mam nadzieję, że doczekamy się tego wcześniej niż później …
Google Now
To poniekąd odpowiedź Google’a na Siri – osobistego asystenta obecnego w iOS od ponad roku. Implementacja Google Now jednak, pod niektórym względami, znacząco się różni od konkurencyjnego produktu. Nie jest tak dopracowana w każdym szczególne, ale sprawuje się o niebo lepiej niż S-Voice w najnowszym Samsung Galaxy S III. To co mnie urzekło najbardziej w Google Now, to „karty”, które dostarczają potrzebne nam informacje wtedy kiedy je potrzebujemy, nawet jeśli o tym nie wiemy. Przykładowo, jeśli mamy zaplanowane w kalendarzu spotkanie na godzinę 9:00, to Google Now nas automatycznie poinformuje za pomocą powiadomienia o tym kiedy musimy wyjść z domu, aby zdążyć na czas. Jednocześnie przedstawi nam proponowaną przez siebie trasę oraz spodziewany korki po drodze. To kiedy dane powiadomienie się wyświetli dodatkowo zależy od tego jak poważne są to korki – zależnie od dnia miałem, na tej samej trasie, sugestie o wyjściu z domu na 30 do 40 minut przed spotkaniem. W weekend natomiast czas ten spadł do 19 minut – oczywiście ruch w tych dniach jest znacznie mniejszy.
Google Now potrafi również odpowiadać na nasze pytania na podobnej zasadzie jak Siri. O ile Siri ma zdefiniowane języki, w których działa, pod Google Now można zdefiniować język polski. Niestety raz mi to działało, a innym razem nie – przestawiało się na języki angielski i uparcie twierdziło, że inaczej się nie da. Nie byłem niestety w stanie zrozumieć istoty takiego stanu rzeczy. To właśnie jedna z rzeczy w Androidzie, która mnie osobiście drażni – jak coś się dzieje w niezrozumiały dla nas sposób, a nie możemy znaleźć tego przyczyny. Muszę tutaj pochwalić Google za prędkość w jakim zwracana jest odpowiedź – jest nieznacznie szybciej od Siri, głównie dlatego, że Google Now od razu pokazuje odpowiedź, a nie informuje nas, że „znalazłam dla Ciebie taką, a nie inną informację” zanim ją wyświetli.
Niezależnie – rozpoznawanie mowy w dzisiejszych czasach jest nadal dalekie od ideału i zdecydowanie preferują wpisać szukaną frazę za pomocą klawiatury ekranowej. Asystent głosowy sprawdza się w przypadku mojego sposobu pracy na Androidzie w bardzo ograniczonych sytuacjach. Mogłoby go nawet nie być, ponieważ to właśnie karty w Google Now tak bardzo mi się spodobały. Wadą tego rozwiązania jest fakt, że dzielimy się z Googlem już praktycznie absolutnie wszystkim, ale zwrotne informacje dla wielu osób będą tego warte. Nie mogę się doczekać, aż Google Now pojawi się na innych platformach w formie aplikacji.
Aplikacje – perełki i spore braki
Przez ostatni rok pojawiło się sporo aplikacji, które zostały przeniesione z iOS. Mam tutaj na takie pozycje jak Flipboard czy Feedly, które są bardzo funkcjonalne i do tego pięknie wykonane. Na chwilę obecną jestem w stanie prawie w pełni zaspokoić swoje potrzeby tym co oferuje Google Play. Brakuje mi obecnie jedynie klienta do Twittera klasy Tweetbota, który wspierałby synchronizację timeline z innymi urządzeniami, oraz dobrego czytnika RSS. Na koniec mam już tylko dwa życzenia – Things oraz 1password. Ta pierwsza aplikacja to genialny przykład rozbudowanego i jednocześnie prostego w użyciu GTD, a ten drugi służy do bezpiecznego przechowywania naszych haseł. Mam nadzieję, że odpowiednie aplikacje pojawią się wkrótce, abym już nie miał żadnych argumentów przeciw Androidowi.
Google Play powoli zaczyna się wypełniać najlepszymi dostępnymi na rynku mobilnym aplikacjami – mam nadzieję, że ten trend jeszcze bardziej przyśpieszy, a Google wprowadzi zmiany, aby developerom opłacało się je sprzedawać zamiast żyć z reklam. Przydałaby się też bardziej skuteczna walka z piractwem.
Na koniec mam jedno pytanie do Google’a:
Dlaczego do dnia dzisiejszego nie ma klienta pocztowego, który wspierałby tak zwany „Wspólny Inbox” dla wszystkich kont oraz umożliwiał dodanie kont ze wszystkich możliwych serwisów pocztowych w internecie?
Płynność i wydajność
Kategoria płynności obsługi interfejsu to dla mnie jedna z bardziej istotnych rzeczy w systemie operacyjnym. Szlag mnie trafia jeśli cokolwiek laguje, a obietnica Google i wprowadzenie Project Butter nastawiło mnie pozytywnie do tej wersji Androida.
Moja pierwsze wrażenia w tej kwestii były jak najbardziej pozytywne. Jelly Bean działa wyjątkowo sprawnie i jeszcze żaden topowy smartfon Samsunga, HTC ani nawet Galaxy Nexus z 4.0.4 nie osiągnął tak płynnego działania interfejsu. Ekrany przewijają się płynnie, aplikacje ładują bez zająknięcia – z pozoru wszystko wydaje się być znacznie poprawione. Bardzo również spodobało mi się ewidentnie poprawione zarządzanie pamięcią względem wcześniejszych wersji systemu operacyjnego. Wolnego RAMu zawsze było pod dostatkiem i chyba tylko raz jakaś aplikacja nabroiła – przez 99% czasu wszystko działało tak jak oczekuję tego od iOS.
Niestety, jedna rzecz popsuła obraz całości, o czym już wspominałem – chodzi o problemy ze scrollowaniem. Przescrollowanie dwóch stron to kilkanaście gestów kciukiem. Czasami jednak, od święta w zasadzie, coś zaskoczy i nagle jesteśmy stronę dalej, co jest spotęgowane faktem, że staramy się gest wykonywać bardzo energicznie. Wątki w tym temacie na forach internetowych sięgają kilkunastu i więcej strony, a jeszcze nikt nie znalazł rozwiązania. Podejrzewam, że część użytkowników przyzwyczai się do tego, jednak mnie osobiście doprowadzało to do szewskiej pasji. Gdyby nie ten feler, to z marszu przyznałbym Nexusowi nagrodę za najlepszy tablet Androidowy na rynku i nawet pominąłbym pozostałe wady. Szkoda, bo scrollowanie to czynność na tyle podstawowa, że irytacja z niej wynikająca psuje moje bardzo pozytywne wrażenie.
Przeznaczenie
Bardzo ciężko jest sklasyfikować 7″ tablety. Z jednej strony są za małe, aby na nich pisać, ale są niemalże idealne do czytania i sprawują się świetnie w podróży. Waga z kolei jest na tyle niska, że w zasadzie nie zwraca się w torbie uwagi na dodatkową wagę urządzenia. Nie potrafiłbym mieć w domu tylko Nexusa 7, ale mam też specyficzne potrzeby. Mojej żonie również nie przypadł do gustu właśnie z powodu małego ekranu – ona zdecydowanie od tabletu oczekuje dużego okna na internet na kanapie i w łóżku, a waga ma znacznie drugorzędne. Jednak dla osób, które dużo podróżują może z kolei przeszkadzać brak modułu 3G. Ostatni donosy mówią, że Nexus 7 wyposażony w moduł GSM jest tuż za rogiem i powinien się pojawić jeszcze w tym roku. Dopóki to się jednak nie stanie, podejrzewam, że największe zainteresowanie tym tabletem będzie wśród osób często przemieszczających się, dla których praca z 10″ tabletem w ruchu jest kłopotliwa. Pozostałym sugerowałbym poczekanie na Nexusa w rozmiar 9-10″, zakładając że taki model ujrzy światło dzienne.
Znalazłem jednak jedno świetne, aczkolwiek trochę drogie, rozwiązanie dla Nexusa 7 – czytanie książek. Jestem zdecydowanym fanem Amazon Kindle z ekranem wykonany w technolgii e-ink, ale ich ograniczona do książek funkcjonalność czasami drażni. Tą niszę perfekcyjnie wypełnia Nexus – jest na tyle lekki i mały, że idealnie mieści się ręce, a aplikacja Kindle na jego IPSowym ekranie wygląda wzorowo. Do tego mamy możliwość oderwania się od świata fantazji i sprawdzenia maila, odpalenia przeglądarki czy pogrania w Angry Birds.
Każdy z nas ma oczywiście indywidualne potrzeby, więc starajcie się moje uwagi dotyczące urządzenia odnieść bezpośrednio do własnych przyzwyczajeń, aby produkt jak najlepiej dostosować do siebie.
Na koniec
Android 4.1 to system operacyjny, który mnie jednocześnie urzeka i zniechęca. Z jednej strony bardzo dobrze rozwiązane ekranowe przyciski Home, Wstecz i do multitaskingu, a z drugiej zdarza się je niechcący pacnąć zamiast w klawisz spacji. Z jednej strony świetny Google Now, a z drugiej przycisk Wstecz, który raz przenosi o „ekran wcześniej”, a raz do aplikacji sprzed godziny. Genialne możliwości współdzielenia się wszystkim ze wszystkim za pomocą menu „Sharing”, a z drugiej słabe wsparcie dla zewnętrznej klawiatury oraz brak możliwości pacnięcia w górną część ekranu, aby przescrollować ekran na początek czytanej strony WWW. Brak możliwości zrobienia pełnego backupu również nie jest zadowalający, tym bardziej, że Google ma możliwości techniczne wprowadzenia takiej funkcjonalności. Nie rozumiem też konieczności tworzenia lub logowania się do konta Google, aby w ogóle uruchomić tablet. Nawet Apple tak nie ogranicza użytkowników.
Android to na dzień dzisiejszy zbiór sprzeczności, których rangę każdy musi sobie dopasować do własnych oczekiwań i potrzeb. No i poziomu agresji, które one wywołują …
Jednocześnie Jelly Bean to najlepsza wersja tego systemu z jakiej miałem przyjemność korzystać. Jeśli Google utrzyma tempo to za rok lub dwa nie będę już miał czego się czepiać. Najważniejsze jest jednak to jak on współpracuje z samym Nexusem 7, a parę stanowią genialną. Gdyby nie było problemu ze scrollowaniem, o którym wspominałem kilka akapitów wcześniej, to mógłbym każdemu polecić go bez wahania. Niestety, finalną ocenę muszę obniżyć o jeden punkt ze względu na tą niezwykle denerwującą cechę. Był moment, w którym chciałem jeszcze odjąć punkt od oceny ogólnej za wady Jelly Beana, ale to co dobre w nim, i tutaj szczególną uwagę zwracam na wybitny ekran, nadrabia wady na tyle, że nie ma takiej potrzeby.
Nexus 7 to obecnie najlepszy tablet z Androidem jaki można kupić. A jak doczekamy się modułu 3G to nawet ja go prawdopodobnie kupię.
Dane techniczne
Producent: Asus / Google
Model: Nexus 7
OS: Android 4.1 Jelly Bean
CPU: Tegra 3, quad-core
RAM: 1GB
Pojemność: 8 GB
Łączność:
- WiFi 802.11 b/g/n
- Bluetooth
- microUSB
Ekran: 1280×800 px, IPS (216 PPI)
Kamera: przednia 1.2 MP
Waga: 340 g
Akumulator: 4325 mAh
Wymiary: 198,5 x 120 x 10,45 mm (wys. x szer. x grub.)
Dodatkowe funkcje:
- NFC
- mikrofon
- żyroskop
- GPS
- akcelerometr
Ocena
Ogólna: 5/6
Design: 6/6
Jakość wykonania: 5/6
Oprogramowanie: 4/6
Wydajność: 5/6