Ten artykuł pochodzi z archiwalnego Android Magazine 11/2012
Uwielbiam AR.Drone’a. Mówiłem o tym wielokrotnie. Wielokrotnie też zachwycałem się możliwościami tej – bądź co bądź – zabawki. Jeśli nie wiecie, co to AR.Drone, to pewnie mnie nie znacie! Spieszę więc Wam wyjaśnić, że jest to quadricopter sterowany za pomocą iPhona’a i innych telefonów z Androidem. Ten obiekt latający jest dość prosty w pilotażu, wyposażony w kamery i posiadający całkiem spore wsparcie ze strony aplikacji na smartphone’y.
Swoim egzemplarzem pierwszej generacji wylatałem zapewne więcej, niż nie jeden pilot pułku lotnictwa specjalnego. Niestety, widać zabrakło szkoleń na symulatorze i w czasie jednej z misji AR.Drone musiał wodować w basenie. Po dłuższych oględzinach nie został zakwalifikowany nawet do naprawy. Gdy już prawie uruchamiałem środki płatnicze na nową sztukę, świat obleciała informacja o zbliżającej się szybkimi krokami nowej wersji tego urządzenia. Jakoś udało mi się przetrwać te dwa miesiące i kilka tygodni temu odebrałem od dystrybutora jedną z pierwszych testowych sztuk AR.Drone 2.0.
Applowska droga…
Na pierwszy rzut oka firma Parrot, czyli producent tego urządzenia, do modyfikacji podeszła bardzo Apploe’wą drogą. AR.Drone bowiem, od AR.Drone 2.0 różni się tym czym iPhone 4 od iPhone 4S. Tylko osoba dobrze znająca temat rozróżni te urządzenia, zwróci uwagę na tak subtelne różnice jak bardziej płaskie poprowadzenie linii kadłuba. Jednak zagłębienie się w specyfikację pokazuje wyraźnie, że to zupełnie nowe urządzenie, z którego usunięto większość wad modelu pierwszego. Przede wszystkim, poprawiono czujnik wysokości. W pierwszej generacji, do pomiaru wysokości był wykorzystywany czujnik ultradźwiękowy oraz przyspieszenia. Niestety, nie zawsze dawało to dobre pomiary, teraz doszedł do tego czujnik ciśnienia, prawie taki sam, jak jest stosowany w samolotach. Teraz informacje o wysokości są bardzo dokładne i nie oszukują go np. krzaki, nad którymi latamy.
I obrót na własnej osi..
AR.Drone 2.0 został też wyposażony w kompas 3D, dzięki któremu możemy zmienić system sterowania naszym obiektem latającym. Do tej pory sterowany za pomocą przechyleń iPhone’a mierzonych przez akcelerometr, AR.Drone jako punkt wyjścia do brał położenie naszego urządzenia. Dzięki kompasowi 3D możliwe jest sterowanie bezwzględne, czyli jako punkt wyjścia do sterowania jest brana pozycja pilota.
Te oraz kilka innych zmian w konstrukcji spowodowały, że nowy AR.Drone jest jeszcze prostszy w pilotażu. Jednocześnie potrafi wykonywać w powietrzu ewolucje, jakie na pierwszej generacji nie były możliwe. Ta najbardziej spektakularna to FLIP, czyli obrót wokół własnej osi. Ewolucja ta wygląda bardzo efektownie, ale wbrew pozorom jest bardzo prosta do wykonania nawet dla laika, należy jedynie dwa razy kliknąć na prawy wolant na ekranie. Wrażenia na widzach bezcenne.
Jedynymi wadami części związanej z samym lataniem, które pozostały nierozwiązane, są małe odległości, na jakie możemy odlecieć od sterownika. Ciągle jest to 50 metrów, ale obawiam się, że jest to fizyczne ograniczenie zastosowanej drogi komunikacji, czyli sieci Wi-Fi. Drugi problem to krótki czas zabawy na jednym ładowaniu baterii. Niestety, po 20 minutach zabawy będziemy musieli się przygotować na 3 godzinne ładowanie akumulatora.
Latająca maszyna z kamerami
Zmiany związane z pilotażem są spektakularne, ale na najważniejszą zmianę postanowiłem zwrócić uwagę szczególnie. Jeśli dokładniej przyjrzycie się pudełku z nowym AR.Drone zauważycie napisy Fly, Record & Share. Już pierwsza generacja posiadała wbudowane dwie kamery, ale były one dość marnej jakości i tak naprawdę służyły tylko do podglądu na ekranie telefonu tego, co widział nasz obiekt latający. W wersji 2.0 wszystko uległo zmianie. Przednią kamerę marnej jakości zastąpiła kamera kręcąca filmy w rozdzielczości HP 720p z szerokim obiektywem o koncie widzenia 90°. Dolna pozostała niezmieniona, ale jej tak naprawdę prawie nie używamy. Dzięki tej zmianie filmy nakręcone przy pomocy AR.Drone 2.0 można już nie tylko oglądać na telefonie, ale równie komfortowo na dużych ekranach. Mogą one być też wreszcie do czegoś przydatne, a sam AR.Drone 2.0 może znaleźć zastosowanie praktyczne, np. w przypadku konieczności zobaczenia jakiegoś obiektu z góry. Oczywiście podglądanie opalających się sąsiadek lub sąsiadów w ogródku lub na balkonie także będzie dostarczało większej ilości wrażeń, ale w tym przypadku trudno będzie zachować anonimowość. AR.Drone 2.0 – mimo że subiektywnie pracuje ciszej niż wersja pierwsza – to nadal jest to bardzo głośne urządzenie. Z tego też powodu nagrywany film jest pozbawiony dźwięku, po prostu było by słychać tylko szum śmigieł.
Za to nagrywany obraz jest naprawdę dobrej jakości, artykuł jest ilustrowany stop-klatkami z filmu nagranego właśnie za jego pomocą. Oczywiście mimo rozdzielczości 720p obraz nie jest tak dobry jak z kamery w dobrych smartfonach. Największe problemy widać przy szybkich zmianach położenia AR.Drone – obraz wtedy jest mocno kompresowany i pojawia się silne pikselowanie. Problemem jest też automatyczny balans bieli, który momentami zawodzi i na filmie pojawiają się oszukane kolory. Te wady nakręconego materiału bledną jednak przy możliwości podlecenia AR.Dronem do filmowanego obiektu.
To, że film kręcimy w rozdzielczości 720p powoduje, że zajmuje on dość sporo pamięci – 20 minut to około 600MB. Abyśmy nie musieli marnować miejsca w naszym telefonie, Parrot wyposażył nową wersję AR.Drone w złącze USB w które wpinamy zwykły pendrive. Z poziomu oprogramowania ustalamy, czy film ma być zapisywany na urządzeniu, czy na dysku USB.
* * *
AR.Drone to nie tylko latająca maszyna z kamerami, sterowana za pomocą telefonu. W sklepach App Store i Google Play znajdziecie kilkanaście aplikacji, które pozwalają na interaktywną zabawę naszym quadricopterem. Są aplikacje, w których możemy strzelać do przeciwników w poszerzonej rzeczywistości, ale także takie pozwalające na zabawę dwóm lub więcej graczom z fizycznymi urządzeniami. Wybór aplikacji jest naprawdę szeroki i każdy znajdzie coś dla siebie.
Mimo bardzo znacznych zmian na lepsze, AR.Drone 2.0 to ciągle jednak zabawka, a nie profesjonalny sprzęt. Jednak naprawdę dobrze wykonana zabawka, a po poznaniu jej zalet ,cena nieco ponad 1200 zł wydaje się być przynajmniej umiarkowana.