Zaczęło się od drobnych zakupów Larry’ego Page’a. Potem były małe plotki. Potem były większe plotki. Potem była konferencja D11. Potem był plakat. Potem była prezentacja. Potem było zawiedzenie. Tak można opisać historię Moto X. Dlaczego więc ciągle mam ochotę wsiąść w samolot do USA i koczować pod salonem AT&T?
Tym smartfonem byłem zachwycony od fazy drugiej – małe plotki. Mówiło się wtedy o możliwości skonfigurowania urządzenia specjalnie pod klienta. Ekran różnej wielkości, wykonany w różnej technologii, różne procesory, aparaty – prawdziwy szwedzki stół składany w Teksasie. Później działo się tylko lepiej. Cena? 199 dolarów bez żadnej umowy. I’m all on-board! Od początku było wiadome, że to Motorola, co jest dla mnie zaletą (sprawa sentymentalna, pierwszy własny telefon jaki miałem to była Motorola E398, genialny sprzęt). W tak zwanym międzyczasie pojawiła się sprawa, z której wynikało, że Motorla uważa nas się za najlepszych przyjaciół stwoich klientów i postanowiła przechowywać ich hasła. Dla zmyłki zastosowali plain text, więc nikt się nie domyślał, że tam są hasła. Z jakiegoś powodu, nie ruszyło mnie to.
Później wyciekły zdjęcia. Śliczna. Jestem wybredny, nie podoba mi się wiele telefonów, ale Moto X mnie urzekła od pierwszego spojrzenia. Wiedziałem, że ją chcę, szczególnie za taką cenę.
Przyszła prezentacja i wszystko… popsuła?
Tak sprawa ma się dla większości geekowej populacji.
Dwurdzeniowy proces, sprzed dwóch lat? Ekran 4.7″? Tylko 720p? I co, jeszcze AMOLED? A to wszystko za 199 USD w abonamencie? No chyba nie.
Akurat byłem na wyjeździe, więc nie wiedziałem, co dokładnie zaproponuje Motorola. Widziałem płacz na specyfikację, widziałem jęki spowodowane ceną. Gdy po powrocie przejrzałem na spokojnie wszystkie informacje o telefonie, byłem pewien, że go chcę. I, że na ten moment nie ma szans, żebym go kupił. Sprzedawany będzie bowiem tylko w Stanach i Kanadzie (nie trafi do Europy), do tego tylko przez operatorów, a wersja którą chcę jest dostępna tylko w AT&T. Jednak dalej wierzę, że Motorola robi to dobrze.
Zacznijmy od tego beznadziejnego ekranu. W dobie wyświetlaczy 1080p to, co proponuję Moto X faktycznie może wywołać napad śmiechu. Ale prawda jest taka, że tej świetnej ostrości raczej na co dzień nie widzimy. Sam korzystam z telefonu, który oferuje mi około 320 ppi i nie czuję wielkiej potrzeby posiadania więcej, jak to miało miejsce kilka lat temu przy przejściu ze 160 na 320. Do tego taki ekran będzie delikatniejszy dla baterii. Podsumowując: konkurencja oferuje wyświetlacze o wyższym PPI, ale nie uważam tego za must-have.
Co z tym procesorem? Tylko dwa rdzenie? Tak, bo widocznie Moto X więcej nie potrzebuje. Nie miałem telefonu w ręcę, ale wierzę, że dwurdzeniowy smartfon potrafi działać naprawdę szybko. Jeżeli Google postarało się, aby zoptymalizować Androida dla X to nie widzę nic złego w tym wyborze. Poza tym, do pomocy ma bardzo mocną, czterordzeniową grafikę a także 2 GB RAMu. Zaryzykuję stwierdzenie, że to bardzo dobry komplet i klienci będą zadowoleni.
Dwa plus cztery to sześć. Układ w Moto X nazywa się X8 nie bez powodu. Pozostałe dwa rdzenie są odpowiedzialne za działanie poszczególnych funkcji. Bo to funkcje są tym, co będzie przekonywać potencjalnych klientów do smartfona Motoroli.
„Okay Google Now”, tyle trzeba powiedzieć aby Moto X się uaktywnił i zaczął słuchać poleceń właściciela przez wyszukiwarkę Google. Według recenzentów, mikrofon jest bardzo czuły, więc możemy spokojnie obsługiwać z odległości. „Okay Google Now, wake me up in 10 minutes” wypowiedziane z łóżka przenosi dosypianie w zupełnie nowy wymiar!
Kolejną nowością są Active Notifications. Jest to dosyć specyficzny ekran blokady. Żeby zrozumieć jak on działa, trzeba odpowiedzieć na jedno pytanie: po co zazwyczaj wyciągasz telefon z kieszeni? Ja sprawdzam godzinę albo powiadomienia. Te drugie to często rzucenie okiem na diodę, jednak pierwsza wymaga obudzenia telefonu. Moto X automatycznie budzi część wyświetlacza po wyciągnięciu telefonu z kieszeni (może to zrobic, bo ekran to AMOLED). Owa część wyświetla godzinę i ostatnie powiadomienie. Chcesz czegoś więcej? Odblokuj go. Wystarczy tyle informacji? Chowasz telefon do kieszeni i ani razu nie dotykasz ekranu. Nie dość, że to wygodne to szkło będzie będzie mniej brudne. Wojtek Pietrusiewicz narzeka, że wyświetla się tylko ostatnie powiadomienie. Ja to widzę tak: zazwyczaj wyciągamy telefon, kiedy dostaniemy jakieś powiadomienie i chcemy zobaczyć, co się stało. Dzisiaj mało kto pomija notyfikacje, bo w końcu to może być coś ważnego, nie? Taka prawda.
A, często też wyciągam telefon, żeby zrobić szybko zdjęcie. Dlatego lubiłem stare Xperie – miały przycisk do robienia zdjęć i wywoływania aparatu. Teraz się od tego odchodzi, zastępując to innymi pomysłami. Zazwyczaj na ekranie jest ikonka, którą musimy przesunąć gdzieś, aby włączyć aparat. W TouchWiz obudzić telefon, dotknąć ekranu i poruszać nim. Ciągle to są trzy akcje do wykonania. Chcesz zrobić szybko zdjęcie Moto X? Wyciągasz telefon i nim odpowiednio trzęsiesz. Dotykasz raz ekranu i robi zdjęcie ostrząc na miejscu, które wskazał użytkownik. Chowasz do kieszeni. Telefon się blokuje. Warto dopisać, że sam aparat robi naprwadę fajne zdjęcia, ale to się powoli staje standardem (chociaż są, niestety, wyjątki).
Takich bzdur jest więcej. Moto X sama wykryje, jeśli jedziesz samochodem i włączy odpowiedni profil oraz asystenta. Jaki inny telefon to potrafi? A wszystko dzieje się przy minimalnym zużyciu baterii dzięki układowi X8, który ma właśnie dwa rdzenie specjalnie dla poszczególnych funkcji nakładki w Moto X. Tak, to jest nakładka, jednak zamiast zmieniać całego Androida, dodaje tylko poszczególne elementy. Pisałem o tym, jak bardzo lubię nakładki – ta w Motoroli (w sumie sam nowy MotoBlur podoba mi się równie mocno) to spełnienie moich marzeń. Wracając do tej baterii, podobno ma wytrzymać cały dzień pracy. Producent tak mówi, recenzenci też tak mówią. Twój telefon to potrafi? Chyba nie.
Kolejna rzecz, której nie potrafi Twój telefon to możliwość konfiguracji. 504. Tyle możliwości konfiguracji przewiduje producent dla (póki co) klientów AT&T, którzy zdecydują się na ten model. Oczywiście, nie są one tak rozbudowane, jak mówiły o tym plotki, ale i tak to jest coś nowego. Do wyboru mamy dwa kolory przodu telefonu, osiemnaście różnych tyłów a także osobny kolor dla przycisków i obwódek obiektywu aż wreszcie dwie pojemności – 16 i 32 GB. To przypomina mi czasy, gdy biegałem po lokalnych sklepikach z telefonami szukając wymiennych obudów do używanej wtedy przez mnie Nokii 3410. Miałem taką z motywem ze Scooby-Doo, dzięki czemu ten telefon był mój. Podobnie jest z Moto X. A, wspominałem że możemy również wygrawerować napis z tyłu i modyfikować ekran włączania telefonu? Można.
To wszystko sprawia, że Moto X to dla mnie numer 1 w Androidzie, strzał w dziesiątkę i najlepsza droga, którą Motorola mogła pójść. Nie ma niczego, czego żałuję w tym telefonie, no, może poza dostępnością. I brakiem bezprzewodowego ładowania. Google z Motorolą stworzyli przepiękny telefon, który pozwala wykonywać te najważniejsze i najczęstsze dzisiaj rzeczy szybciej, dzięki czemu oszczędza czas. Do tego wytrzymuje na baterii cały dzień, czego inne smartfony nie potrafią.
Cała sprawa z Moto X przypomina mi Apple. Nie liczy się to, co jest w środku telefonu. Ma działać, ma zachwycać. To możliwości sprzętu mają być czynnikiem, który przekona klientów. Swoją drogą…
Napisałem dzisiaj na Twitterze, że Moto X będzie hitem. Podtrzymuję te słowa, szczególnie, że pamiętam gdzie telefon jest składany – w USA. Dostępny jest tylko za Oceanem, gdzie, z tego co wiem, patriotyzm jest istotną sprawą, a wszystko co amerykańskie jest od razu lepsze od konkurencji. Możliwe, że Amerykanie są gorsi w składaniu telefonów od Chińczyków, ale klient będzie wiedział, że wybierając ten model będzie wspierał swoich rodaków i swój kraj. Zapamiętajcie moje słowa.
A teraz – ktoś z Was nie podpisuje na dniach umowy z AT&T i nie potrzebuje telefonu od operatora? Pytam serio. Dosyć klasycznie: 16 GB, biały przód, czerowny tył i czarne przyciski.