Ten artykuł pochodzi z archiwalnego Android Magazine 01/2013
Każdy z nas ma swoje ulubione filmy, gry, książki. To normalne. Tak samo jest w moim przypadku. Spróbujcie odciągnąć mnie od Angry Birds. Powodzenia. Zaś na pytanie „Czy chcesz obejrzeć Gwiezdne Wojny?” odpowiadam albo „Tak.”, albo „Tak!”. Co jednak, gdyby połączyć te dwa światy? Rovio spróbowało.
Czwartek. Niby dzień jak co dzień. W Internetach od rana było czuć, że coś wisi w powietrzu. Zarówno Play Store, jak i App Store odnotowały niesamowitą liczbę odświeżeń. Kilka minut po 9:00 stało się. Twitter, Facebook, Google+, wszędzie przewijała się jedna wiadomość: Angry Birds Star Wars są dostępne. Chyba pierwszy raz tak cieszyłem się z informacji o grze. Z informacji o grze, którą świetnie znam wpasowaną w realia świata, który znam jeszcze lepiej. Mogłoby wydawać się, że czeka mnie nuda. Nic bardziej mylnego.
Stary przyjaciel ubrany w nowe szaty
Już sama ikonka zapowiada zmiany. Jedną trzecią obszaru zabiera logo Star Wars, zaś na reszcie widzimy głównego bohatera Angry Birds (kardynała czerwonego) przyodzianego w tunikę Luke’a Skywalkera – głównego bohatera Starej Trylogii Gwiezdnych Wojen – z mieczem świetlnym. Pierwsze włączenie gry przywodzi na myśl filmy: logo LucasArts, następnie słynne „Long time ago in galaxy far, far away…”. Przy okazji recenzji Bad Piggies pisałem, jak bardzo podoba mi się dżingiel z Angry Birds. Tutaj został on zastąpiony motywem ze Star Wars w nieco bardziej, hmm, rozrywkowej wersji. Całość jednak sprawia naprawdę dobre wrażenie.
Ale o co w tym chodzi?
Jednak nawet najciekawiej przygotowaną grę jest w stanie zabić sama rozgrywka. Tutaj twórcy mieli bardzo dobrą podstawę, mianowicie całą sagę. Angry Birds Star Wars przeprowadzi gracza przez część IV i V Gwiezdnych Wojen. Nie wiem, dlaczego producenci zdecydowali się akurat na te epizody, mam jednak nadzieję na aktualizację z planszami opartymi o Powrót Jedi. Jeżeli chodzi o frakcje, to jest standardowo. „Dobre” ptaki to przedstawiciele Rebelii, zaś „złe” świnie to, zależnie od świata, Tuskeni, Imperium Międzygalaktyczne lub postaci z Ciemnej Strony Mocy. Tak więc, wszystko zaczyna się na Tatooine, krótkim „filmikiem” wyjaśniającym. Luke wraz z wujem kupili droidy (astrodroida R2-D2 i robota protokolarnego C3PO) od Jawów.
Z początku, bohater nie wie o tym, że jest wrażliwy na Moc, nie posiada również miecza świetlnego, toteż pierwsze cztery plansze, poza stylizacją, nie różnią się od tego, co znaliśmy wcześniej. Piąty epizod poprzedza zdjęcie wprowadzające nową postać – Mistrza Jedi, Bena Kenobiego. Ten, poza normalnymi umiejętnościami destrukcyjnymi, umie posługiwać się Mocą, dzięki czemu może „wyrzucać” obiekty, które są przed nim w konkretnym kierunku. Z czasem Luke zdobywa miecz świetlny, którym może rozcinać wszystko na około, zaś do dyspozycji dostajemy nowe postaci. Hans Solo strzela blasterem, R2-D2 razi swoich przeciwników prądem, C3PO rozpada się na części, a Chewbacca… W zasadzie Chewbacca po prostu jest ciężki i wiele się pod nim ugniata. Wraz z aktualizacją do grona bohaterów dołączyła Księżniczka Leia.
Planety, statki?
Wraz z ilością zebranych gwiazdek, odblokowują się przed nami kolejne części, miejsca, w których walczymy. Po Tatooine naturalnym wyborem jest Death Star, czyli słynna, zdolna rozsadzić planetę stacja bojowa Imperium. Gdy rozprawimy się z Gwiazdą Śmierci, możemy udać się na lodowaty Hoth. Następnie akcja toczy się na Dagobah. Jest to bagnista planeta, której rezydentem jest bardzo stary mistrz Jedi – Yoda. Tam też zdobywamy nowy miecz świetlny. Co ciekawe, „Path of the Jedi” jest dostępne tylko wtedy, jeżeli ukończymy poprzednie plansze na trzy gwiazdki; w przeciwnym wypadku należy za to zapłacić. Ostatnią częścią gry jest „Bonus” – 7 dodatkowych poziomów, w której bohaterami są droidy R2-D2 oraz C3PO.
Zagrajmy więc!
Rozgrywka sama w sobie nie różni się wiele od tego, co znaliśmy. Ludzie z Rovio mieszali ze sobą standardowe plansze wraz z opartymi o pole grawitacyjne obiektami z Angry Birds Space, dzięki czemu wiele poziomów może stanowić nie lada wyzwanie dla gracza. Dla przypomnienia: owe pole grawitacyjne otacza przedmioty w kosmosie – jeżeli trajektoria lotu naszego ptaka nie przekroczy go, wówczas bohater poleci prosto, w przeciwnym wypadku, tor jego lotu może się zmienić, podobnie jak szybkość. Co również odróżnia tę grę od pozostałych z serii to liczba przeciwników. Tutaj mamy do czynienia zarówno ze standardowymi świniami, jak i ich zmodyfikowanymi (ugwiezdnowojnymi) wersjami. „Załatwienie” wszystkich jednym ptakiem może nie być takie łatwe, jak to zdarzało się wcześniej.
Hit czy odgrzewany kotlet?
Po kilku minutach spędzonych z grą, stwierdziłem, że jest świetna. Dzisiaj mogę stwierdzić, że to zdecydowanie najlepsze Angry Birds w historii. Nieważne, czy jest się fanem Star Wars czy nie. Jest to po prostu kwintesencja poprzednich gier, łączy najlepsze części z pozostałych dodając coś od siebie. Jednak, jako fan Wściekłych Ptaków, czuję jakąś niewypełnioną pustkę. Za mało nowości, za mało zmian. Bad Piggies, które pojawiło się w podobnym czasie, dużo bardziej przypadło mi do gustu. Bo ile w końcu można rzucać tymi biednymi ptakami, nawet gdy przebierzemy ich za postaci ze Star Wars?
Zobacz w Google Play
Cena: za darmo