Ten artykuł pochodzi z archiwalnego Android Magazine 04/2013
Dosyć długo podchodziłem do tego artykułu, próbując zrozumieć, dla kogo ta kategoria aparatów jest przeznaczona. Muszę całkiem szczerze przyznać, że na w chwili obecnej nie mam najmniejszego pojęcia, komu mógłbym je polecić. Mnie osobiście, jako gadżeciarza, cieszy możliwość testowania tego typu rozwiązań – testowania ich do granic możliwości. Jako, że również interesuję się fotografią, mam dodatkową motywację, żeby wyjść na dwór i znaleźć interesujący temat.
Podobny do Nikona S800c
W styczniowym numerze Android Magazine, opublikowałem swoją recenzję pierwszego kompaktu wyposażonego w Androida. Wtedy specjalnie nie zastanawiałem się nad powyższą kwestią, a raczej testowałem go na wszelkie sposoby, aby zobaczyć, jak możliwość instalowania aplikacji w aparacie może ułatwić nam życie. Od razu zaznaczę, że jeśli ktoś chce aparat tylko po to, aby publikować zdjęcia na Facebooku czy Instagramie, to oba aparaty są przesadą. Do żadnego z powyższych przykładów nie jest potrzebna tak wysoka rozdzielczość. Niewątpliwie, wiele osób doceni duży zoom, ale za te pieniądze można również zaopatrzyć się w bardziej tradycyjne „lustro”.
Ciężki rynek
To właśnie podstawowe, ciągle taniejące modele lustrzanek, całkowicie zabijają rynek kompaktów od góry, a telefony komórkowe – od dołu. Sam korzystam z dwóch aparatów – dużej lustrzanki oraz iPhone’a lub Nexusa 4, w zależności od tego, który danego dnia leży w kieszeni. Lustrzanka, ze względu na swoje gabaryty, podróżuje ze mną tylko wtedy, gdy wybieram się w plener. Telefon jest ze mną w zasadzie zawsze. Nie mam w swoim życiu obecnie miejsca na coś pośredniego, jeśli nie będzie to aparat klasy Fuji X100S lub podobnej.
Wiele osób jednak chce wybrać właśnie kompakt, ponieważ nie muszą znać się na fotografii, a aparat mogą ustawić w tryb automatyczny, który również w razie potrzeby wykona panoramę, nagra film z komunii i wiele więcej. To niewątpliwie zalety dla osób, których sama fotografia nie interesuje. Ta prostota jest tym magnesem. To również są często ludzie, którzy nie mają smartfona, potrafiącego robić wystarczająco dobre zdjęcia – wbrew pozorom na rynku jest tylko garstka telefonów, które mnie pod tym względem satysfakcjonują. Paradoksem aparatów typu Galaxy Camera jest to, że są one drogie i skomplikowane – właśnie przez system operacyjny. Fakt, że dopóki bezpośrednio go nie wywołamy, to aparat w mniejszym lub większym stopniu zachowuje się jak typowy kompakt – sam Android staje się w zasadzie niewidoczny. Nikon ten aspekt miał akurat lepiej rozwiązany, bo samego OS nie było zupełnie widać.
Jest też jeszcze jeden paradoks w porównaniu „prostych” kompaktów ze „skomplikowanymi” lustrzankami – obsługa bardziej zaawansowanych funkcji lub manualnych ustawień jest znacznie trudniejsza w przypadku tych pierwszych. Galaxy Camera w szczególności utrudnia tę kwestię w jakimkolwiek innym trybie niż automatycznym lub Program AE.
Hardware
Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony jakością wykonania Galaxy Camera, a to mówi sporo w moim przypadku, gdyż generalnie nie jestem fanem ich telefonów. Sam aparat miał w zasadzie tylko jedną słabą stronę: obiektyw. Jak był wysunięty, to przy ruszaniu aparatem na lewo i prawo podążał bezwładnie za ruchem aparatu. To jedyny element całej układanki, który nie sprawiał solidnego wrażenia i w pewnym momencie bałem się, że go uszkodzę. Pomimo tego, aparat wrócił cały i zdrowy, więc chyba nie jest źle – wrażenie jednak pozostaje. Sama obudowa i tylny ekran sprawiają znakomite wrażenie i nie mam do nich żadnych zastrzeżeń.
Poza spustem migawki oraz zoomem, całością sterujemy z poziomu ekranu telefonu, co niestety – w warunkach zimowych jest jego największą wadą. Nie mając specjalnych rękawiczek, które pozwalają na interakcję z ekranami dotykowymi, skazani jesteśmy na odmrożenia palców na panującym mrozie. Pomimo naprawdę niskich temperatur w trakcie testów, aparat jednak zdał egzamin wzorowo, a czas reakcji LCD specjalnie nie spadał. Przyznaję jednak, że chowałem go co chwilę do kieszeni.
Przy spuście migawki, podobnie jak w większości kompaktów na rynku, mamy dźwigienkę do sterowania zoomem. O ile do samej obsługi spisywała się tak jak powinna, to niestety co chwilę naciskałem ją niechcący przy próbie obsługi samego Androida. W trybie systemu operacyjnego ten przełącznik odpowiada za poziom głośności – u mnie zmieniał się co chwilę…
Android
W odróżnieniu od Nikona S800c, Galaxy Camera oparta jest na Androidzie 4.1 Jelly Bean, czyli tym najfajniejszym. Nakładka Samsunga, tradycyjnie już, nie przypadła mi do gustu – pomimo wyposażenia aparatu w czterordzeniowy SoC taktowany 1,4 GHz, całość momentami zwalniała, pomimo że ekran ma rozdzielczość „tylko” 1280×720 pikseli przy 4,8″.
W praktyce, szczególnie że to przecież głównie aparat, spisuje się wystarczająco dobrze poza jedną sytuacją absolutnie niedopuszczalną – jeśli włączymy domyślnie wyłączony podgląd zdjęć po ich zrobieniu, to dopóki nie upłynie czas zdefiniowany w ustawieniach, aparat jest bezużyteczny. Wciśnięcie migawki nie wprowadza go w stan gotowości. Nie wyłącza też podglądu zdjęcia. Straciłem przez to jedno potencjalnie fajne zdjęcie – pięć sekund czasami decyduje o tym, czy trafimy tę kaczkę lądującą na zamarzniętym jeziorze czy nie.
Jeśli chodzi natomiast o samą funkcjonalność aplikacji dodatkowych, z którymi eksperymentowałem w przypadku Nikona, to sytuacja jest tutaj analogiczna. Dropbox, przy automatycznym uploadzie, zżera baterię jak szalony, a zdjęcia możemy bez większych problemów wysyłać na Flickr, Facebooka czy Instagrama. Samsung nawet dostarcza kilka własnych aplikacji – dodają filtry oraz na różne inne sposoby pozwalają na modyfikację naszych zdjęć prosto w aparacie.
Galaxy Camera jako aparat
Po zrobieniu kilku pierwszych zdjęć aparatem, znalazłem schronienie w pobliskiej kafejce i uzbrojony w ciepły napój przystąpiłem do ich przeglądania. W pierwszej chwili byłem absolutnie w szoku, jak dobre zdjęcia robi ten aparat. Biorąc pod uwagę to, co się działo na zewnątrz, to trochę za dobre… Dopiero po wyświetleniu na ekranie komputera okazuje się, że LCD podbija (bardzo mocno!) kolory w iście samsungowym stylu, a mały ekran aparatu skutecznie ukrywa wszelkie niedoskonałości. Co nam jednak po tym, skoro w znacznej większości będziemy rozsyłali te zdjęcia rodzinie i znajomym oraz patrzyli na nie w domu na „dużym ekranie”?
Galaxy Camera nie robi złych zdjęć. W niektórych sytuacjach naprawdę jest bardzo dobrze. Ale nie są to zdjęcia godne sprzętu kosztującego 2360 zł (cena SRP producenta). W międzyczasie spadła ona do znacznie ciekawszego pułapu w rejonie 1600-1800 zł, ale to nadal sporo jak na kompakt. Ma co prawda możliwość włożenia karty SIM, ale to jednak nie jest telefon i nie zastąpi go nam.
Sam obiektyw, któremu jak już wspominałem nie można nadać przydomka „solidny”, ma 21-krotny zoom – zaczyna od dosyć szerokich 23 milimetrów, a kończy na całkiem poważnych 483 milimetrach. Ciekawostką jest fakt, że przy niektórych ogniskowych i przy niektórych przysłonach, jest znacząca różnica w jakości – warto poznać jego możliwości, aby później nie być zaskoczonym.
Zatem dla kogo?!?
Nadal nie mam pewności, komu mógłbym polecić ten aparat. Na pewno powinna to być osoba obeznana z technologią oraz smartfonami, ponieważ inaczej mogą pojawić się problemy z obsługą całości. Podejrzewam też, że Galaxy Camera nie przemówi do hobbystów fotografii. Najprawdopodobniej zainteresują się nim przede wszystkim gadżeciarze, którzy już mają telefon z Androidem, ale sama matryca w nim jest dla nich niewystarczająca lub przeszkadza im brak zoomu. Jak już wspominałem, to trudny rynek, a nic w tej kategorii jeszcze nie spowodowało, żebym zbierał szczękę z podłogi. Na pewno nie jest to aparat dla mnie, chociaż sam aspekt Androida oraz jego zwiększonych dzięki niemu możliwości mnie zainteresował. Na pytanie, czy jest to aparat dla Ciebie, będziesz już, drogi Czytelniku, odpowiadać sobie sam.
Przykładowe zdjęcia z jednego z moich plenerów znajdziecie tutaj na moim Flickr.
Dane techniczne
Producent: Samsung
Model: Galaxy Camera
SoC: czterordzeniowy Exynos 4112 (Cortex-A9M4, 1,4 GHz)
Pamięć: 8 GB wbudowanej, rozszerzalna za pomocą micro SDXC
OS: Android 4.1
Matryca: 1/2,3″ BSI CMOS, 16,3 MP
Zdjęcia: 4608 × 3456 px
Wideo: 1080/30p, 720/60p, Slo-Mo (768x512px @ 120 fps)
Obiektyw: 4,1-86,1 mm (23-483 mm), f/2.8-f/5,9, 21× zoom optyczny, stabilizacja optyczna
Ekran: HD Super Clear LCD, 4,8″, 1280×720 px
SIM: microSIM
Łączność: Wi-Fi, Wi-Fi Direct, 3G, HSPA+, 802.11 a/b/g/n 2,4/5 GHz, Bluetooth, DLNA, HDMI, USB
Wymiary: 70,8 × 128,7 × 19,1 mm (wys. × szer. × gł.)
Waga: 300 g
Cena: 2360 zł (SRP), ~1,800 zł (wolny rynek)
Ocena
Design: 4,5/6
Jakość wykonania: 5/6
Oprogramowanie: 3/6
Wydajność: 5/6
Ocena końcowa: 4/6
Ujemne punkty w designie spowodowane są między innymi źle zaprojektowanym przełącznikiem zoomu (przeszkadza). W kategorii oprogramowania, aparat ma niestety kilka poważniejszych problemów, w tym brak możliwości natychmiastowego przejścia do trybu robienia zdjęć. Wydajność Galaxy Camera, poza drobnymi potknięciami jest dobra – większa dbałość o nakładkę Samsunga zapewne polepszyłyby te wyniki w przyszłości. Ocenę końcową niestety byłem zmuszony obniżyć do „dobrej” dodatkowo ze względu na zdecydowanie za bardzo podbite kolory na wbudowanym LCD, co fałszuje odbiór zdjęcia. Wspomniany brak możliwości natychmiastowego przerwania obecnie wykonywanej czynności poprzez lekkie naciśnięcie spustu migawki jednak miało przeważające znaczenie – to aparat z funkcjami smartfona, a nie odwrotnie.