Ten artykuł pochodzi z archiwalnego Android Magazine 04/2013
Samochód, telewizja, samoloty, telefon, pralka, zmywarka, odkurzacz, komputer, Internet. Jeszcze niedawno to były słowa, po których padało pytanie „A co to jest?”. Świat zmienia się w niesamowitym tempie i wygląda na to, że teraz jeszcze przyspieszył.
Skąd to wszystko się bierze? Samochód pozwala nam szybko podróżować na niedużych (i przeciętnych) odległościach, samolotem możemy w ciągu kilku godzin znaleźć się na innym kontynencie. Telewizja sprawia, że aktualności, o których czytaliśmy w gazetach, możemy już oglądać. Telefon sprawił, że rozmowa z kumplem z drugiego końca miasta nie wymaga opuszczenia mieszkania. Pralka, zmywarka, odkurzacz to już niezbędne pomoce przy pracach domowych. Staliśmy się leniwi.
Na kanapie siedzi leń…
W miarę jak rośnie inteligencja urządzeń do dokoła nas, my mamy coraz mniej do robienia. Prosty eksperyment: weź do ręki swój telefon i spójrz na najczęściej używane aplikacje. Na pewno znajdzie się tam jakiś kalendarz lub notatnik, lub program do zarządzania zadaniami. A może wszystkie trzy. Każdy w kilku wersjach. Nie musimy nic pamiętać, bo po co? Coś nam przypomni o urodzinach Mamy, coś innego o nastawieniu prania. Kalkulator zaś sprawił, że zdolność szybkiego liczenia po prostu zanika. Nieraz spotykałem się z sytuacją, że proste działania (takie jak odejmowanie!) sprawiały kłopot naprawdę zdolnym osobom. „Co ja będę liczył na piechotę? Jeszcze się pomylę”.
Jeżeli to ciągle za mało, to wystarczy spojrzeć na najnowsze modele samochodów. Potrafią same parkować, trzymać się linii, ostrzegać o zbliżającym się niebezpieczeństwie, zapobiegać kolizji, czytać znaki, zwracać uwagę, gdy łamiemy przepisy, a nawet budzić kierowcę, gdy ten zasypia! Osobie siedzącej za kółkiem podczas podróży autostradą pozostaje naciskać na pedał gazu, a nawet nie – dzięki tempomatowi. Jak już pisałem – staliśmy się leniwi.
Leń wymagający jest
Paradoksalnie, razem z lenistwem rozwija się inna, zupełnie odmienna cecha – chęć posiadania informacji. Chcemy wiedzieć wszystko. I często jest to bardzo łatwe. Poznajesz osobę, w wolnej chwili sprawdzasz jej profil na Facebooku. Wiesz, co lubi, gdzie się urodziła, dowiadujesz się z kim się przyjaźni, która partia polityczna odpowiada jej poglądom i ile kaw wypiła w trakcie nauki do wtorkowego sprawdzianu z informatyki.
To idzie dalej – w szpitalu zdarza się, że pacjent sprawdza swoje dolegliwości w Internecie. Na forach czyta, jaka choroba spełnia podane kryteria i jak się ją leczy. Po co więc lekarz? W szkole uczeń potrafi poprawiać nauczyciela, „bo Wikipedia mówi inaczej”. Łatwość, z jaką możemy zdobywać informacje, zdaje się być fajna, ale czasem okazuje się przekleństwem.
Więcej, więcej!
Ale to nie są jedyne informacje, które pragniemy posiadać. Mam tu na myśli na przykład godzinę, o której muszę wyjść z domu, na jakiej stacji mam wysiąść z metra i ile złotych płacę za bułkę w niemieckim sklepie. Coś, co wcześniej musieliśmy sprawdzać, teraz jest na wyciągnięcie ręki. A precyzując: wyciągnięcie telefonu i machnięcie palcem po ekranie.
Chodzi oczywiście o jeden z ostatnich i najciekawszych produktów jedynej firmy, która byłaby w stanie to stworzyć: Now od Google. Nie jest to najnowsze dzieło firmy z Mountain View, jednak prawdopodobnie najistotniejsza rzecz, jaka wydarzyła się na rynku komputerów od czasów iPhone’a.
Czekaj, jak to komputerów?
Gdy Apple zaprezentowało swój telefon w 2007 roku, nie zmienił on samych telefonów. Zmienił on całe postrzeganie komputera. Dzisiaj w mojej kieszeni nie znajdziecie tylko telefonu. Jest tam też bardzo dobry aparat fotograficzny, kamera full HD, odtwarzacz MP3, kilkadziesiąt książek, słownik, wideokomunikator, a także praktycznie cały komputer. Jednak cała koncepcja stała w miejscu od 6 lat. Coraz szybsze podzespoły, coraz ciekawsze oprogramowanie, coraz większe ekrany – to nie była rewolucja. Dopiero w zeszłym roku, podczas czerwcowej prezentacji Jelly Beana posmakowaliśmy przyszłości.
Google Now wie, kim jesteśmy. Wie, kim są nasi bliscy, wie, gdzie mieszkamy, wie, gdzie pracujemy, wie, gdzie oni pracują. Wie, gdzie chcemy pojechać. Wie, gdzie pojechaliśmy. Wie, ile przeszliśmy. Wie, co lubimy. Wie, gdzie to znajdziemy. Najważniejsze jednak jest to, że robi użytek z tych informacji.
Kładąc się spać, proszę Google Now o obudzenie mnie o konkretnej godzinie. Rano wita mnie budzik wraz z informacją o pogodzie w moim mieście i informacjami z kalendarza. Znając rozkład dnia, a także poziom zakorkowania ulic, Now przypomina mi o spotkaniu na tyle wcześnie, żebym zdążył tam dotrzeć. Ja nie muszę wiedzieć nawet, gdzie to jest. Jeżeli wcześniej sprawdzałem w wyszukiwarce godziny otwarcia kina, smartfon sam pokazuje mi, ile czasu zajmie dotarcie na miejsce. Szkoda, że nie zamówi sam nachosów na seans…
Patrz oczami technologii
Jest jeden problem – użytkownik przez cały czas musi patrzeć w ekran. Jeżeli nic z tym nie zrobimy, to pod koniec roku nad naszymi głowami będzie mogła rozpętać się bitwa kosmiczna pomiędzy wrogimi rasami spoza Układu Słonecznego, a my nawet nie będziemy o tym wiedzieli. Dlatego powstało Glass – rewolucyjne urządzenie przypominające okulary. Zakładasz je na nos i zaczyna się magia. W swoim polu widzenia masz wszystkie potrzebne Ci w tym momencie informacje. Standardowo jest to aktualna godzina, jednak mogą tam się pojawić powiadomienia o przychodzącym połączeniu, kolejnym przystanku czy wskazówkach, którędy iść, żeby trafić do najbliższego sklepu. Google Glass może znacznie więcej. Reaguje na głos, więc jeżeli chcesz pokazać komuś, na co właśnie patrzysz, wystarczy, że powiesz o tym okularom. Te zrobią zdjęcie lub nakręcą film, a następnie wyślą plik do konkretnej osoby. Nie musisz nawet kiwnąć palcem. Kto z nas podczas spaceru nie zapragnął się dowiedzieć, jak wysoki jest Barack Obama? Google Glass sprawdzi to za Ciebie, a wynik wyświetli Ci przed oczami – nie musisz nic trzymać, patrzysz cały czas przed siebie.
Problem w tym, że to już jest za dużo. Przesada. Gdy Google Glass się rozpowszechni, ludzie zwariują. Wyobraźcie sobie: rozmawiacie z kimś, kto ma na sobie te okulary. Jaka jest szansa, że ta osoba słucha nas zamiast, na przykład, oglądać ulubionego serialu? I historia o tym, jak spotkałeś Kristen Stewart na plaży, przeszła mu koło uszu. A co jeśli Glass będzie potrafiło prześwietlać każdego przechodnia na ulicy? Złodziej tylko czeka na informację, że pan, który czeka na dziewczynę pod sklepem, ma w kieszeni smartfona za 3 tysiące złotych i w torbie laptopa kosztującego tyle co samochód.
Gdzie to prowadzi?
Google Now to świetna rzecz, która bardzo mi się podoba, ale nie powinna ona wychodzić poza telefon czy tablet. Niech sobie siedzi w naszej kieszeni i czeka, aż my będziemy chcieli jej użyć, zamiast non stop o sobie przypominać. To bowiem sprawi, że staniemy się niewolnikami technologii, a tego lepiej uniknąć, prawda?